Nie było mnie około miesiąca - Przepraszam - załamałam się.
Nie mam już siły owijać w bawełnę
Wszystko zaczęło się 5 lat temu od "zarysowania cyrklem po zewnętrznej strony ręki"
5 lat terapii, psychologów, z czasem psychiatra
Kulminacyjny punkt osiągnięty pod koniec maja cięciami na ręku o szerokości i głębokości 0,5cm, długości 5cm, sztuk 6. Tamowanie trwało pół godziny
W kwietniu w identycznej sytuacji w szpitalu usłyszeliśmy "to nie była próba samobójcza bo cięcia nie były na wewnętrznej stronie ręki na żyłach i zgodnie z ich biegiem więc nie kwalifikuje się do przyjęcia do szpitala.
1 czerwca o 18stej córka przyszła prosząc o zawiezienie Jej do szpitala bo kompletnie nie daje sobie rady i w nocy napewno targnie się na życie, bo już dłużej nie jest w stanie znieść wszystkiego: świata i wszystkiego co Ją trapi. Chciała by żyć i cieszyć się życiem a tymczasem jest całkiem na odwrót. O 20stej zawieźliśmy drugi raz córkę do szpitala - na szczęście tego dnia ostry dyżur był w innym szpitalu i tam została przyjęta.
Ostry dyżur pełniła Pani Ordynator tego szpitala, która po dwóch zdaniach dziecka stwierdziła, że jest "AS-em, Aspikiem"
Szlak jasny mnie trafia, że psychiatra (której nie mało się płaciło) nie poznała, że dziecko ma Zespół Aspergera i dała leki, które u dzieci z Aspergerem wywołują mocne nasilenie myśli samobójczych. Nawet to babko nas nie wysłało na żadne testy, diagnozy, sama nic takiego nawet nie zrobiła. (nie komentuję więcej tego babsztyla bo już mi ciśnienie rośnie).
Obecnie w szpitalu postawiono diagnozę i jest duża szansa, że dziecko wróci do domu w przyszłym tygodniu.
Od roku jestem wrakiem człowieka: spanie często po kilka godzin, mam traumę: boję się wieczorem zasypiać przez to, że baaaaardzo często budziła mnie o 24tej, 1szej w nocy mówiąc, że ma teraz nasilenie myśli samobójczych (po godzinie rozmowy, tulenia, zapewniania o naszej miłości itp udawało mi się ją uspakajać i usypiała, a ja zasypiałam dopiero o 4-5tej rano - w szpitalu pogląd że to myśli a nie czyny więc mówiąc chamsko: radzić sobie sami mamy) albo budziła mnie bo się okaleczyła (zazwyczaj koło 1szej w nocy) i żeby pomóc zatamować krew bo sama nie chce przestać lecieć.
"samoginięcie" noży, nożyczek, maszynek do golenia - to bardzo częste zjawisko
W szpitalu na izbie przyjęć było sporo dzieciaków - niektóre mamy mówiły że w innych szpitalach były i takie dyżury że nawet jak dzieciak podciął sobie żyły, to opatrzyli, a wystarczyło że dziecko powiedziało że żałuje i odsyłali do domu z zaleceniem psychoterapii.
Teraz jak Mała jest w szpitalu miałam załamanie - ostatnio ledwo wyszłam z domu do pracy i to dosłownie.
Każdy człowiek ma jakiś rodzaj osobowości, u mojego dziecka jest masa przesłanek mówiących że ma mocne nakierowanie na osobowość borderline + Asperger + bunt nastolatka = ..........
Zdołowało mnie to wszystko co się dzieje. Nie mam swojego życia od lat. Żyję w ciągłym strachu. Lęk zawsze siedzi mi na karku.
Osiwiałam w kilka miesięcy, moja buzia jest zmęczona. Jestem ogromnie rozgoryczona i mam żal i pytanie bez odpowiedzi: "Dlaczego mnie to spotkało?"
To jest tak ogromny temat co się u nas działo przez te 5 lat, że można by książkę napisać spokojnie.
Więc wybaczcie, ale zostawię to tak jak napisałam.
Staram się jakoś ściągnąć na ziemię - za 8miesięcy mam 40stkę a wciąż tkwię w wadze 123-125kg
Staram się jakoś wyrwać z tego swojego zdołowania życiem, PRZERAŻENIA PRZYSZŁOŚCIĄ.
Myślę o zdrowym odżywianiu, o aktywności fizycznej.
Wiecie czemu zawsze chce iść na siłownie, a nie na spacer czy ćwiczenia w domu - jak masa osób tu poleca?
Aby wyjść z domu - aby wyjść z miejsca w którym jest tyle smutku i problemów. Mi dom nie kojarzy się z oddechem, spokojem. Tu są największe problemy.
Potrzebuję "ludzi siłowni" - Ich wewnętrznej energii, która na mnie przechodzi. Oni są tak pozytywnie naładowani. Potrzebuję resetu w ciągu dnia w innym otoczeniu i w innej aurze.
Ale na chwilę obecną zrobienie zakupów w sklepie jest dla mnie ogromnym osiągnięciem, dzień zrobienia jedzenia do pracy (a nie pałaszowanie żabkowego asortymentu) mogłabym spokojnie uznawać za miesięcznice.
Bardzo bym chciała zmienić swoją "nijakość" życia - obym niedługo była w stanie.
Przepraszam, za smętny wpis - nie mam komu się zbytnio wyżalić poza mężem, teściami czy rodzicami.
Nie było mnie tu 5 miesięcy :( taki szmat czasu...
Co się zmieniło?
Nasze problemy eskalują na sile :( powoli staje się wrakiem psychicznym i czuję że niewiele mnie dzieli od depresji.
Ciągła obawa i strach o najbliższą osobę, spanie po 2-3 godziny, pobudki w nocy z oczekiwaniem ode mnie bycia od razu w pełnej świadomości i wiedzy psychologicznej jak pomóc, doradzić uspokoić. Nie będę pisała o szczegółach bo to Internet.
Od nowego roku masa przykrości, niesprawiedliwości i złego traktowania na nas spadła.
Zmieniłam pracę - to MEGA PLUS i mega odwaga z mojej strony poszła.
Wiecie ja szybko się przywiązuję i bardzo nie lubię sprawiać komuś przykrości - nawet obcym osobom.
Ale w momencie gdy w marcu pracowałam od 7mej do 18stej a nawet 21szej i 22giej, plus prawie każdy weekend "bo robota musi być zrobiona" a ja podobno "delektuje się pracą", po odejściu pracownika, szefowa nie szukała nikogo nowego tylko na nas zostało zrzucone masę obowiązków, plus wymijające odpowiedzi na pytanie: kiedy przyjdzie ktos nowy? "jakos to będzie, damy radę, niedługo niedługo" na pytanie: czy zabierasz mi ta firme bo mam za dużo wszystkiego na swojej głowie? "no nie wiem nie wiem, dalej negocjujemy, muszę coś Ci w zamian dołożyć", i słowach od koleżanki, której prace miałam nadzorować( a zostawiła w kilku firmach nie zaksięgowane dosłownie po 1 czy 2 fakturach) to ułożyłam na biurku firmami i napisałam że prosze o zaksięgowanie tych dokumentów w pierwszej kolejności (wiecie musiałam zrobic porządek to ja wyliczam i podaje podatki, odpowiadam za kompletność dokumentów, a nie moge 40 firm zostawić sobie na 2 dni - bo to nie do przerobienia, dodatkowo wrzucono mi całe kadry, płace i zusy wielu wielu firm) a koleżanka przychodzi rano i z taką wredna miną mówi: nie dziwię się że zostajesz do 22giej jak wyciągasz pojedyncze faktury do zaksięgowania. Powiedziałam, że nie możemy mieć tylu firm "rozbabranych" zwłaszcza że wystarczy dorzuć te pojedyncze brakujące faktury abym mogła dalej działać ja i zakańczać tematy podając podatki. To cos mi jeszcze odparowała strasznie niemiłego: wstałam wyszłam na korytarz sie uspokoić, wróciłam za 10 min usiadałam - nie przeszło mi nic a nic tylko jeszcze bardziej byłam podminowana - poszłam więc ścianę obok do szefowej i powiedziałam, że składam wypowiedzenie, zapytałam czy mogę odejść za porozumieniem stron, usłyszałam, że nie, to zapytałam czy moge wykorzystac urlop, powiedziała, że tak. Więc w połowie kwietnia przestałam pracować w tym koszmarnym miejscu przesączonym mobingiem. Idąc do pracy w poniedziałek, pół niedzieli chodziłam i sie trzęsłam co niemiłego mnie czeka w pracy.
Nigdy nie złozyłam wypowiedzenia nie mając czegos już nagranego, ale powiedziałam sobie tamtej chwili: ani dnia więcej niż to konieczne w tej firmie.
Zaczęłam szukać pracy ale już nie w biurach rachunkowych tylko w firmach, byłam na rozmowie w jednej ale chyba niezbyt sobie przypadliśmy do gustu, byłam na rozmowie w drugiej, chcieli mnie od zaraz, zgodziłam się. To był czwartek, zacząć miałam w poniedziałek. Ale jak sobie przeanalizowałam na spokojnie rozmowę uznałam, że taktykę mieli sprytną: dwie osoby przeprowadzały ze mną rozmowę w dość szybkim tempie. Wyszłam z przekonaniem że znalazłam naprawdę fajne miejsce pracy. A faktycznie było tak: księgowa powiedziała, że jej mąż narzeka, że nie mają kiedy jechać na urlop bo ona wiecznie nie może, niby miałam być 4ta w zespole ale mowa była tylko o pracy 2 osób, były poruszane tez tematy o których nie mogę mówić że względu na bezpieczeństwo państwa, ale mogę być bardziej niż pewna że tel miałabym na podsłuchu non stop, a rodzina i to nie tylko ja i mąż i dziecko często bysmy byli sprawdzani, nadgodzin nie ma no może kilka przy samych podatkach, jednocześnie wychodzenie po 8-śmiu godzinach pracy jest bardzo źle widziane. A sama rozmowa z Prezesem w moim odczuciu była bardzo nieprzyjemna. Pytania zadawane kpiącym tonem i i z takim prezesowskim "co to nie ja" - pomimo że wyszłam z nich świetnie - po analizie w domu uznałam, że nie chcę mieć więcej doczynienia z ta firmą. Już w czwartek wieczór nie czułam się dobrze z decyzją podjęcia pracy. W poniedziałek rano, napisałam smsa, że przemyślałam tą ofertę i nie podejmuję pracy. Przeprosiłam i znów zostałam bez pracy, a rachunki goniły ....
Złamałam się i wysłałam w czwartek przed majówką CV do 5 biur rachunkowych. 3 zadzwoniły w piątek a z tym na którym mi najbardziej zależało udało mi się umówić tego samego dnia o 17stej.
Trochę innowacyjne podejście do podziału prac jest. Przypadłyśmy sobie z szefową do gustu i bardzo mnie to cieszy boooooo do pracy mam 10min spacerkiem z domu :D Pracuję juz 4-ty tydzień i jestem zadowolona.
Przyjde o 7mej - wyjdę o 15stej, przyjdę o 7:10 - to wychodzę 15:10, a jak jestem o 7:50 to wychodzę 15:50
Kto w księgowości to może będzie równie zaskoczony jak ja, że dziewczyna która wylicza i podaje podatki UWAGA !!! 25-tego wzięła URLOP O_O
Na dzień dobry dostałam umowę na czas nieokreślony
a i mamy stół do pinponga i 5-10min w trakcie pracy możemy pograć, córka przyszła do mnie do pracy tez pogralismy i rano w sobote jak jestesmy na spacerze z mężem i naszym psiakiem to idziemy na granko :D bo możemy i to był cel szefowej, aby to było rodzinne biuro i nie ma nic przeciwko że w weekend wpadnie się na partyjkę ;)
Cudowna sprawa i gdyby nie ta zmiana to bym była już w depresji napewno.
Może komuś sie nie podoba jak używam tego słowa "depresja" bo może myśli, że nie wiem o co chodzi. Zapewniam że wiem i to bardzo dobrze.
I tylko ja wiem ile mnie kosztuje wysiłku masa sytuacji w ciągu dnia aby nie wpaść w Jej sidła
Idąc do nowej pracy obiecałam sobie że za wszelką cenę będę uśmiechnięta i nie dam sie poznać jako maruda i użalająca się nad sobą. więc za kazdym razem jak nachodza mi łzy do oczu, przypominam sobie swoja obietnicę, usmiecham się (pal licho że sztucznie) i żartuję z dziewczynami.
Jestem w takim stanie wewnetrznym, że dusza moja sie drze z rozpaczy i bezsilności, ale na zewnątrz nikt by nie powiedział że tyle mnie spotkało. Rodzice dziwią się za każdym razem że daję radę i nie poddaje się rozpaczy - wiem że boja się że może nadejść czas kiedy się poddam.
Z mężem uznaliśmy że to co nas spotkało do tej pory to "na jedno życie za dużo" a jeszcze na bank masa "atrakcji" przed nami.
Tak bardzo bym chciała mieć wsparcie od kogoś poza mężem czy rodzicami. Nie mam nikogo :( jestem w tym wielkim mieście sama nie mając nawet z kim wyjść na pogaduchy :(
Tak bardzo zazdroszczę tym, którzy mają koleżanki i mogą się z nimi spotkać, wyżalić
I to jest jedna moja strona
A z drugiej strony staram się zebrać w sobie i coś zrobić dla siebie bo bardzo sie boję, że ta depresja mnie dopadnie.
Czuję że muszę coś robić, działać i nie dać się załamaniu.
Szydełko zawsze mnie uspakaja, ale to mało.
Będę malowała obraz :D miałam dziś zacząć ale jednak piszę do Was ;)
Dzisiaj byliśmy z mężem na zakupach: wzięłam jakiś krem superskoncentrowane serum redukujące tkankę tłuszczową z brzucha i sprawiające że uda będa smukłe - zabrał mi je i powiedział, że jak to ma pomóc to On za to płaci 🤪 zaśmiałam się, że jakbym wiedziała że tak chce płacić to bym wzięła jeszcze na jędrne pośladki i kolejne na cycki 😛 zakupy dzisiejsze spowodowała moja decyzja że wracam na siłownię, a konkretnie na basen :D na naszej siłowni jest i basen więc na lato idealne, poza tym chcę wyjść ze strefy komfortu i zrobić coś czego nie lubiłam: iść na zajęcia grupowe.
Zajęcia grupowe interesuja mnie z zumby, zdrowego kręgosłupa, rozciągania i aqua aerobiku.
Ciągle chodzi mi po głowie, że chciałam schudnąć na swoją 40stkę a zostało mi tylko 9 miesięcy O_O na zrzucenie 40 kg.
Mam plan wypisać miejsca w Warszawie, i blisko niej i powoli realizować ich odwiedzenie. Uwielbiam krajobrazy i spacery - chcę to połączyć. Mężowi pomysł sie podoba - szukamy właśnie jakiegoś wspólnego zainteresowania co byśmy mogli robić razem.
Wpadłam na jeden - uważam z najgłupszych pomysłów - na który w dodatku się pisze mój mąż.
Mianowicie wymyśliłam, że chciałabym się przejść wszystkimi ulicami jakie są w Warszawie: a jest ich UWAGA ... ponad 5600😉 jest to ponad 2900 kilometrów
Na razie chyba jednak zaczniemy od własnej dzielnicy - chyba że ta głupota mi jeszcze wypadnie z głowy :P
Na wakacje w tym roku nie jedziemy, nie mamy na to zdecydowanie siły.
Plus jest taki, że te problemy nie podzieliły nas, dalej uwielbiamy ze sobą przebywać, rozmawiać i żartować. Cenimy sobie nasz wspólny czas do tego stopnia że często wstajemy wcześniej i odwożę męża do pracy abyśmy mogli te pół godziny dodatkowo poprzebywać w swoim towarzystwie i porozmawiać. Na co ekonomicznie patrząc to jest pierwsza głupota świata ponieważ wracam 40min aby zdążyć do swojej pracy i wychodzi na to, że do pracy do której mam 10min pieszo jeżdżę samochodem 🤪 a jazda zajmuje mi lekko mówiąc 1 godzinę 10 minut :P
A potem ludzie się dziwią że świat jest porąbany
Dalej chcę wydać swoje książki, ale już nie 2 tylko 3
A jedynym szkopułem jest to, że pasowało by je pisać a ja tkwię już tyle czasu w miejscu ...
Nie powiem na razie o czym będzie 3 książka a i tytułu nie zdradzę bo jest tak mocny, że boje się że ktoś mi go sprzątnie sprzed nosa :P
Poza tym staramy się z mężem poprawić jakość i odzyskać poczucie wartości własnego życia.
Słuchamy mądrych ludzi na podcastach i powiem Wam, że podoba nam się to co mówią.
Ostatnio słuchałam o tym jak powinniśmy reagować na krytykę - teraz już mnie się tak łatwo nie wyprowadzi z równowagi :D a przynajmniej mam taka nadzieję ;)
Przepraszam za błędy - widzę je, ale juz padam i nie mam siły ich poprawiać :/
Mam nadzieję, że do usłyszenia i niedługiego przeczytania ;)
Mieliśmy spotkać się z moją siostrą cioteczną i Jej rodzinką, ale Jej mąż ma gorączkę i nici z Sylwestra.
Dziwne jest to, że jak dowiaduje się człowiek prawie na ostatni moment (nie mam pretensji bo dopiero dziś dostał gorączki) to ten wieczór stracił swój urok. Gdybym wcześniej wiedziała bym nie była nastawiona na inny przebieg zdarzeń ;)
Ale cóż - co mieliśmy zjeść zjedliśmy no i teraz normalny wieczór ;)
Jaki był ten rok?
Z początku zawalony pracą, prześladuja mnie nadgodziny gdzie nie pójdę :( Nasze problemy eskalowały na sile.
W czerwcu pojawiła się szansa na normalność. Na rozmowie o pracę obiecywali to o czym marzyłam. Byłam 3 razy nad morzem (nawet wyjazd jednodniowy był dla mnie wytchnieniem od codzienności), córka dostała się do technikum o profilu na jakim Jej zależało technik grafiki i poligrafii cyfrowej.
I nastał wrzesień, z początku wyglądało na to że będzie dobrze - i się spier......o
Tak koszmarnych 4 miesięcy nie miałam nigdy :( w domu mega problemy plus nadgodziny w nowej pracy, od których nie ucieknę.
Na szczęście pomimo problemów nie zajadłam ich i nie przytyłam :D
Nie ubiłam nikogo :P
Na Nowy Rok mam ambitne plany, ale co z nich wyjdzie zobaczymy.
* chcę schudnąć
* chce napisać 2 książki
* chcę stworzyć kalendarz - na mega wypasie - na 2024 rok
* chcę zrobić sweterek na drutach (szydełko opanowałam, przyszła kolej na druty)
* chcę nie ustępować w dążeniu do zrealizowania swoich planów pomimo przeciwności losu
* chcę pracować nad sobą, aby łatwiej było mi żyć
* chcę ładnie rozwinąć swoją stronę na FB
Czego Wam życzę?
Przede wszystkim spokoju na sercu i duszy
Realizacji swoich marzeń i planów
Umiejętności odcięcia się od zdania innych
Silnej woli, a gdy jej zabraknie powstania z kolan na równe nogi
Towarzysza w waszej wędrówce ( czy to w kwestii odchudzania, czy spraw prywatnych)
Braku poczucia, że jesteście sami ze swoimi problemami
Umiejętności rezygnacji z pierdółek, które zabierają Wam czas i nie wnoszą nic do życia, na rzecz wyższych wartości
Otwartości na "nowe"
Energii
i Wytrwałości.
Każdy z nas ma marzenia.
Wyobrażamy sobie jakie by to było wspaniałe je spełnić.
Jak byśmy się czuli.
Jednak każde marzenie (no prawie każde) wymaga od nas ogromu pracy własnej - przynajmniej moje takie są ;)
Postawię w tym roku na realizację marzeń, choć jednego ;)
Zapracuję i będę z tego dumna - zamiast żałować że kolejny rok minął a ja wciąż w przysłowiowym lesie :P
Wiele osób nie nic nie planuje na Nowy Rok - bojąc się rozczarowania w razie niepowodzenia. Czy to nie jest zakładanie z góry że się nie uda, asekurują się zawczasu.
Cóż każdy działa jak uważa i jak czuje.
Życzę aby Wasze wybory Was uszczęśliwiały - bo to jest najważniejsze ;)
Wszystko w kościach mi mówi, że nie będzie on łatwy, ale zrobię co w mojej mocy aby był pozytywny, pełen działań i efektów
Niestety chwile przed Świętami i po był to dla nas bardzo ciężki czas - powoli przyzwyczajam się, że przez najbliższe lata może tak być bardzo często. Zamówiłam książki - wczoraj odebrałam - i będę się dokształcała w rozumieniu czyichś zachowań i jak funkcjonować aby samemu nie popaść w depresję czy zwyczajnie w świecie nie zwariować
W Święta dowiedziałam się o pewnej "akcji" - która mnie zainteresowała. Wybieracie sobie słowo, które pozwala Wam się rozwijać, bądź sprawia, że jest Wam łatwiej funkcjonować, może być też słowem zachęcającym do działania. Z początku nie wiedziałam jakie by to mogło być słowo - i w sumie tylko jedno na ROK ?
Toż to za mało
Ale w pewnym momencie samo się pojawiło w mojej głowie
NIE ROZPAMIĘTYWAĆ
Należę do osób, które przejmują się tym co się wokół mnie dzieje i mnie dotyczy, zwłaszcza gdy są to negatywne sytuacje i emocje. Każdą dyskusję, zwrócenie uwagi, wyrzuty - bardzo długo rozpamiętuję, przejmuję się tym i non stop o tym myślę. Nie daje mi to spokoju, wprawia w zły nastrój i sprawie że mam poczucie wegetacji, a nie życia.
Mam tyle planów i marzeń do zrealizowania, a to wręcz sprawia że czuję jakbym natknęła się na Chiński Mur. Powiem Wam, że pomimo iż rok 2023 jeszcze się nie zaczął, a już kilka razy z niego skorzystałam
i działa
Zapraszam Was do znalezienia swojego SŁOWA na 2023r. Nie zdążysz z tym do jutra? Nic straconego - Rok 2023 ma 365 dni
Miłego dnia Wam życzę i do przeczytania jutro
Buziaki
Wasza Freemilka
Statystyki dotyczące tego posta są niedostępnePromuj postLubię to!KomentarzUdostępnij
Nie jestem dobra w składaniu życzeń więc unikam tego jak mogę 🤪
Napisze po prostu Wesołych Świąt a postaram się bardziej przyłożyć do Noworocznych :D
Bardzo Wam dziękuję za tyle ciepłych słów pod poprzednim wpisem z moja metamorfozą ;)
Szkoda że nikt mnie nie woli w blondzie ale cóż .... ;)
Święta minęły: jedne dni bardzo fajne i pozytywne, drugie z ksztą negatywnych emocji ale ostatecznie uważam, że wyjdzie to na plus.
Nie jestem dzieckiem a dostałam tyyyyyle prezentów :D
Choć biorąc pod uwagę mój prawdziwy wiek to jestem ;)
Dostałam:
* robot wielofunkcyjny
* powerbank
* śliczny naszyjnik
* bluzkę
* dużą filiżankę
* 5 książek - różne gatunki literackie
* 12 próbek szminek (na własne życzenie ;) )
* perfumy
* zdjęcia chrześniaka w ramce do postawienia
* troszkę słodyczy ;)
PLUS - nauczyłam się w końcu robić na drutach :D no dobra nie sama - bo jak sama się uczyłam to nie szło mi nic a nic, a jak wczoraj szwagierka mi naocznie osobiście pokazała od razu załapałam :D Mega dumna jestem z siebie :D
Pomimo że mam kilka dni wolnego to nudy nie będzie ;)
Częściowo mam już je zaplanowane (spotkanie ze szwagierką, urodziny teścia) i obawiam się czy starczy mi czasu na te plany plus to co chciałam porobić 🤪 dla siebie - a jest tego "troszkę sporo" ;)
Mam nadzieję, że zdążę pewne rzeczy Wam zdradzić przed nowym rokiem, no ewentualnie 1 stycznia ;)
W te święta nie widziałam na wadze abym jakoś spektakularnie przytyła ;) oby jutrzejsze ważenie to potwierdziło ;)
W związku z tym, że 3 dni byliśmy prawie poza domem (wracając późnym popołudniem) i piesio ( oprócz spacerków i szybkich wieczorków) potrzebuję również leżenia na nodze gdy Pani czyta, przytulasków i głaskanka - znikam na ten relaksik :D
Nasze Kochane psisko jest zawsze grzeczne gdy nas nie ma :D
Jestem później niż przypuszczałam, ale szwagierka zabrała moją córkę na zakupy (prezenty na święta). Klaudia przymierzała ubrania, mówiła co się Jej podoba, szła sklep obok a ciocia kupowała jej coś z tych rzeczy i tak kilka razy ;) Więc koniec końców i tak nie wie co dostanie ;) I okazało się, że muszę jechać i ją odebrać od cioci - i trochę się zeszło.
A teraz tak:
Skąd mam siły aby sobie z tym wszystkim radzić?
Nie wiem
Może to kwestia charakteru
A może dzieciństwa, u mnie nie było mazgajenia się, masz się otrząsnąć i żyć dalej. Problem jest a za jakiś czas zniknie, trzeba być silnym i się nie poddawać. Trzeba się zająć tym co się dzieje teraz i nie rozpamiętywać. Teraz jest źle - TERAZ, ale to minie. Takie jest życie że są lepsze i gorsze momenty i trzeba umieć sobie z tym radzić. Wydaje się to Wam może ostre, ale to mi pozwoliło wytworzyć "grubą skórę".
Wiecie jestem wrażliwa, przejmuję się, martwię - ale nigdy tak naprawdę się nie załamałam.
Bywałam zrezygnowana i zdezorientowana - ale nawet wtedy wiedziałam że to chwilowe, że jak ochłonę to się znajdzie rozwiązanie.
Staram się nie działać w emocjach, a napewno nie przeprowadzać wtedy trudnych rozmów bo to tak jakbym sama pod sobą dołek kopała.
Jak córka przyszła do mnie z ciężkim do przełknięcia dla mnie tematem, powiedziałam żeby dała mi czas, nie chcę mówić w emocjach, chcę się nad tym zastanowić, doczytać, pomysleć o co zapytać. Sprawdziło się
Nie wiem jak to wytłumaczyć, że pomimo masy przeróżnych problemów jestem ogromną optymistką.
Jestem zawzięta, ale tak pozytywnie. Nie potrafię usiąść i płakac i się załamywać bo zaraz mnie nosi od środka jakas energia. Pomimo, że wkurza mnie ten wewnętrzny głos "nie ma co się użalac nad sobą, rusz tyłek, działaj, zyj dalej, świat i tak się nie zatrzyma" to potrafię bardzo szybko wskoczyć w tryb działania.
Czuję że mam w sobie ogrom sił, które pozwolą mi zwalczyć kilka problemów na raz.
Wiadomo, że swoje przezyję, pozamartwiam się - ale nawet wtedy wiem, że dam radę to ogarnąć.
Zaczęłam też czytać książki na temat własnego rozwoju, rozumienia emocji. Od kilku lat zostałam w pewnym sensie zmuszona do innego myślenia, aby zrozumieć co się z kimś dzieje i jak reaguje na pewne słowa czy sytuacje.
Nie powiem, że nie - ale miło mi było gdy w koszmarnej sytuacji z jaką przyszło się nam zmierzyć Pani psycholog i dyrektor poradni stwierdzili, że bardzo profesjonalnie przeprowadziłam rozmowę z córką, że lepiej nie dało by się jej przeprowadzić. - uznałam, że nie jestem wcale taka głupia :P i ogromna praca jaką włożyłam w zmianę postrzegania ogromu spraw nie poszła na marne.
Nie jestem alfa i omegą, ale na tamten moment, gdy stałam przy murze i myslałam, że nie potrafie się do własnego dziecka odezwać, takie słowa bardzo mnie podbudowały.
Zmieniłam prace i jak się okazało rozmowa kwalifikacyjna w pewnych kwestiach nie miała nic wspólnego z prawdą - a tylko dlatego zmieniłam pracę bo tu miało być inaczej.
Problem z którym sie borykamy od lat - eskaluje, wciąż nabiera na sile. Tak bardzo ciężko jest znaleść dobrego specjalistę a i tak jak sam człowiek nie doczyta, nie dopyta to nie zawsze powiedzą. To tylko mały wycinek naszego codziennego problemu i zamknę go w kilku słowach: życie z borderlinowcem jest bardzo bardzo ciężkie i wykańczające psychicznie. Boję się Świąt - w tamtym roku w nocy z 23 na 24 grudnia wydarzyły się bardzo złe rzeczy, które rzuciły cień bezradności na najbliższe kilka dni. W tym roku okres od września do kawałka listopada - KOSZMAR - do tego stopnia że osiwiałam :( w wieku 38 lat :( czasem sama jadę na lekach uspokajających by choć chwilę zagłuszyć to co się dzieje :(
Może dzis uda mi się kupic książkę jak zyc z borderlinowcem,bo to jest coś co mocno wpływa i wykańcza psychicznie bliskie otoczenie.
Miałam pilnowac jedzenia: hipoglikemia
Miałam ćwiczyć
i nic nie wyszło z tego
Praca po godzinach nawet do 21szej, często pracujące soboty :(
Może plus jedynie taki że od wakacji ze 125kg spadła mi waga do 121kg - tak po prostu.
W tym wszystkim staram się nie poddawać, zmieniłam swój image ;) Pokażę Wam może wieczorem ;)
i planuje pomimo tego wszystkiego od stycznia się odchudzić ;)
W lutym pyknie mi 39 lat, a na 40stkę bym chciała być zgrabna i ubrac piękną sukienkę. Chce sie lepiej czuć sama ze sobą.
A że mam do zrzucenia jakieś 45kg to chyba najwyższa pora ruszyć z tym ;)
Mimo wszystko pozytywnie Wam pozdrawiam i wierzę się wszystko ułoży. Mam w sobie dużo wiary, czasem nawet za dużo, ale już taka jestem ;)
Wczoraj niestety dzień był z tych co się wali: * w pracy drukarka padła, a gdyby działała co najmniej z pół dnia pracy byłabym do przodu * musiałam odwołać fryzjera z dziś na rzecz badań córki medycyny pracy do technikum. Idzie na kierunek grafiki i poligrafii więc oprócz zwykłej medycyny pracy potrzebna spirometria * wracając z pracy popsuło mi się auto - dobrze że mechanik 50m od bloku więc wstawiłam - już mam info, że mogę odbierać - i 300zł jestem biedniejsza :P * zgubiłam kartę do konta - nie należę do gapiowatych osób ale cóż - już wczoraj zablokowałam. Jakoś wyjątkowo nie wyprowadziło mnie to z równowagi. Zaliczyłam 1 spacer po pracy a drugi wieczorkiem z psem i o 23ej zaliczyłam zgon czekoladkowy - zżarłam 3/4 kocich języczków 🤫 Masakra jaki to człowiek czasem jest nieopamiętany 😠 Ale dziś też jest dzień i 23 godzina też będzie 🤪 może pójdzie lepiej 😁 Warto mieć nadzieję nie? ;)
W ogóle miło się zrobiło bo Ktoś dopytał co z książką :D Dzięki temu, że odzyskam wolne wieczory będę mogła kontynuować pisanie i kto wie, może pod choinkę ludzie będą mogli sobie robić prezenty ;)
Ahhhhh to zaskakujące życie i marzenia, które wydają się takie "z innej bajki" ;) Ale tak sobie myślę, że niby z "innej bajki" a jednak jestem w trakcie podróży do ich spełnienia 😁 a jedyne co musiałam zrobić w tym kierunku to odważyć się dokładnie rozplanować podróż i w nią wyruszyć.
Wieki mnie tu nie było - kurcze za bardzo w krew ten brzydki nawyk mi wszedł ;)
Po moim wpisie tutaj, pojawiło się zamówienie na chustę 😍
Kochana nie wiem czy prędzej stąd czy prywatnie się dowiesz, że skończyłam :D
jeszcze parę dni i wysyłam ;)
Tak, to jest ta miła niespodzianka o której miałam Wam pisać poprzednio, a minęło 1,5 miesiąca.
Jak tylko przyszedł kokonek
i Pan Tester zaakceptował długość motka, kolory i skład włóczki ruszyłam prężnie do pracy ;)
z moimi dwoma miłościami zawsze u boku ;)
iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
i tak mnie wciągnęło, że obudziłam sie dzisiaj ;)
A tak serio to po drodze były egzaminy córki 8-klasa, bilanse ( 😥 ) iiiiiii chciałam troszkę dorobić do pensji więc dałam ogłoszenie na FB na grupie księgowej, że szukam dodatkowej pracy w księgowości, opisałam swoje kwalifikacje itp i odezwały się do mnie 2 biura że za dodatkową pracę to podziękują ale czy dałabym się namówić na zmianę pracy.
Nie myślałam o tym wcale, powiedziałam wg mnie kwotę wynagrodzenia wygórowaną a okazało się że u nich to jest standard O_O i nie ma problemu jeśli o to chodzi.
Jedną rozmowę odbyłam telefoniczną, a drugą na messenger i osobiście i .... tego samego dnia się dowiedziałam że chcą mnie w obu miejscach O_O ZMIENIAM PRACĘ OD SIERPNIA :D
W połowie czerwca złożyłam wypowiedzenie. Pierwsza rozmowa z szefową przeszła moje wyobrażenia - negatywnie, druga też. Okazało się, że to dlatego że jestem dobra. Teraz na szczęście jest już spoko atmosfera.
Po 1) nie czekałam do końca miesiąca ze złożeniem wypowiedzenia
Po 2) od razu powiedziałam że podjęłam decyzję i jej nie zmienię
Wg cioci zrobiłam źle: powinnam złożyć ostatniego dnia i czekać na kontrofertę. A ja Wam powiem, że nie lubię takich gierek: zdecydowałam więc chciałam dać więcej czasu na szukanie kogoś na moje miejsce, zwłaszcza że wiem jaki jest zastój w tej dziedzinie w pracownikach. Szefowa zbytnio niczym mi nie zawiniła, że odchodzę. wiadomo zawsze jest jakieś "ale" - lecz nie było to rażące. Po prostu pojawiły się korzystniejsze warunki, podobno nawet w miarę bez nadgodzin. Kontroferta - wiedziałam, że nawet gdybym dostała tyle ile w nowej pracy - nie zostanę - nie lubię takich gierek skoro podjęłam decyzję, a negocjować , licytować się dla zasady - dla mnie bezsensowne
Także w obecnej pracy jestem do 22 lipca, później tydzień nad morzem z córką i zderzenie z nowymi ludźmi i nowymi firmami do obsługi, w nowej pracy.
Dietetycznie stoję w miejscu, raz lepiej raz gorzej - ale ciągle średnia 123 kg mnie trzyma.
Ta zmiana pracy uważam że spadła mi z nieba: * bez nadgodzin * sporo lepsza kasa * jedna z większych firm w swojej branży w kraju * możliwość rozwoju powinno spowodować więcej czasu: * na pilnowanie jedzenia * ćwiczenia * czas dla siebie i rodziny * SPOKOJNA GŁOWA Obecnie - czytaj od 2 lat - ciągle siedzę jakieś nadgodziny: albo w domu, albo przychodzę wcześniej do pracy. Nie jest to spowodowane brakiem organizacji pracy własnej, tylko po prostu mam taki portfel klientów, że są bardzo czasochłonni.
Ja chce od tego uciec. Musze zadbać o swoje zdrowie i męża bo mamy kilka chorób. Musze zadbać o córkę również, bo otyłość Jej nie ominęła (nie będę się rozpisywała bo wiadomo czemu).
Ja chcę żyć a nie wegetować. Mamy czas aby się ogarnąć jeszcze, wszyscy.
Też będzie to wymagało wysiłku bo wiadomo samo się nie zrobi, ale to inaczej wracać z pracy i MIEĆ CZAS a inaczej siadać do pracy tylko jak to mówimy "my nie idziemy do domu, my idziemy zmienić miejsce pracy" Wierzę, że nam się uda.
Wczorajszy dzień pod kątem jedzenia minął bez zarzutu Kroki: 4938 Woda - 2,5l standardowo pobudka 6 spacer z psem praca i poczułam po powrocie że jestem mega padnięta zmusiłam się aby ze 2,5h popracować w domu Później raczej nic już konstruktywnego nie zrobiłam. Potrzebowałam dnia na odpoczynek Problemy i nagła mocna zmiana związana z moim trybem dnia - oczywiście na mega plus - spowodowała, że padam. Pozatym wstaję w nocy odbierać catering - mieszkam na parterze wiec wolę mieć w lodówce to za co zapłaciłam - wróciliśmy do cateringu na chwilę - to jest mega fajna opcja jak wiem, że nie mam czasu czy nie chce mi się gotować. Teraz mamy inny, droższy trochę ale smaczniejszy. Najchętniej od czerwca bym już sama gotowała, ale do końca czerwca mam full pracy w robocie i napewno skończyłoby się na gotowych daniach. Obstawiam że pewnie zostanie jeszcze z nami do końca czerwca. Nie spinam się, z tym. Zawsze cos kosztem czegoś. Kasy mi nie szkoda bo inaczej bym nie miała czasu na swoje zainteresowania, głowe tez mam spokojniejszą. Nie robię żadnych założeń ile to potrwa. Wszystko wyjdzie w trakcie co w danym momencie będzie dla mnie ważne. Jutro Wam opisze dzisiejszy dzień bo będzie kolejna zmiana ;) Bedzie też wzmianka o sytuacji, która bardzo mnie ucieszyła :D Będzie też o czymś co dzis lub jutro przetestuję ;) Znowu tajemnicza sprawa ;) Jak pojawi się pamiętnik o nazwie TAJNEprzezPOUFNE to bedzie mój
Buziaki
Wasza Freeeeeeee
A zapomniałam - wczoraj miałam juz wieczorem mega ochote na cos słodkiego: lody, ciasto itp - wytrzymałam :D