Dzien 1.
Rano byliśmy w pracy. Później przyjechaliśmy i robiliśmy namiot. Mamy kawałek kafli ogrodowych przed namiotem, więc możemy ustawić się tam z krzesłami w miarę chęci i siedzieć na świeżym powietrzu. Rozdtawilismy też żagiel na słońce/deszcz. Trzymamy pod nim rowery. Możemy w teorii wprowadzić rowery do obory, ale tutaj mam je jakby na oku. Oczywiście jak to na campingu, obcych tu nie ma. Do nocy rolnik pracował ciężko i głośno, a od rana krowy wolały o jedzenie. Na szczęście nie tak przeraźliwie, jak kiedyś we Fryzji. Co wtedy przyjaciółka określiła jako "mało wokalne albo mało głodne".
Z uwagi na to, że camping jest u rolnika i jest rogacizna, jest dużo much. A przy dużej wilgotności są one wybitnie natrętne. Myśleliśmy, że znajdziemy jakiś spray, aby opsikać namiot, aby nie przylatywały, ale nic nie znaleźliśmy w drogerii. Przy okazji kupiłam taśmę fizjo aby okleić pachwiny. Zawsze mam obtarte, obojętnie jak odpowiednią bieliznę czy spodenki na rower ubiorę.
Kupiliśmy w markecie jedzenie na śniadanie i wróciliśmy do namiotu. Wyszło 35km. Nawet nie padało. Dziś... Na dwoje babka wróżyła. Na razie dżdży.
beaataa
25 lipca 2025, 10:50Ja bym takie z hałasem i muchami campingi, skreślała od razu. Tylko ptaki I żaby.
Babok.Kukurydz!anka
25 lipca 2025, 13:26Rolnik musi pracować. Jestem że wsi, gdzie jest 1.5tys ha pól i 300 bydła. Nie robi mi to aż tak. No i jedyne oczko jakie jest do zaznaczenia na stronie, przez którą wynajmuje takie małe, sielskie campingi to okienko czy to u rolnika czy nie. Bywałam i tu i tam i wiesz co? Holandia jest tak małym krajem, a ma tyle lotnisk, że jak nie trafisz żniw to samoloty aż do nocy.